Episode Transcript
Available transcripts are automatically generated. Complete accuracy is not guaranteed.
(00:04):
Sn Witajcie na kanale Black hat ultra.
Zabieram was dzisiaj w dziką i surową podróż do miejsc, gdzie
człowiek staje się częścią większej całości sn.
Przeczytam wam dzisiaj trzecią część mojej książki, alaska,
rozmowy ze sobą, która opowiada historię wyprawy rowerowo
(00:26):
pacraftowej nad cieśniną beringa.
Serdecznie dziękuję wam za wspaniały odbiór pierwszej i
drugiej części. Fantastycznie jest dzielić się z
wami tą historią i obserwować, jak was wciąga.
Będzie mi bardzo miło, jeśli zdecydujecie się podzielić tym
nagraniem ze znajomymi, udostępniając link na swoich
social mediach w postach i relacjach, możecie też napisać
(00:47):
krótką recenzję lub komentarz z góry.
Serdecznie dziękuję. Część trzecia potrwa około
godziny i wydarzy się w niej niezwykle dużo, bo usłyszycie o
tym, jak grałem z innymi w bingo, o poszukiwaniu w górach
przełęczy, którą mógłbym przejśćo pokonaniu mostu lodowego,
spotkaniach z karibu. I utracie mojego garmina
usłyszycie o tym, jak znalazłem cytrynę, spotkałem niedźwiedzia
(01:09):
i o tym, jak w końcu docieram dowaliz zanim pojedziemy,
popłyniemy i powspinamy się. Mam ogromną prośbę o wsparcie
mojego kanału na patronite jako patroni macie dostęp do
wszystkich moich produkcji wcześniej i możecie ich słuchać
albo w aplikacji patronite audio, albo wykorzystując link,
który wam wysyłam. Dziękuję wszystkim, którzy
wspierają lub wspierali mnie na patronite PL ukośnik Black hat
(01:32):
ultra to dzięki wam mam. I środki do działania.
Bardzo dziękuję również firmie bakers Kraków za finansowe
wsparcie produkcji tego audiobooka.
W książce odwołuje się do wielu nazw miejscowości, łańcuchów
górskich i rzek, których możecienie znać.
Nie widzicie map ani zdjęć. W opisie odcinka zamieściłem
Link do aplikacji, w której zebrałem trucki z mojej podróży.
(01:54):
Zdjęcia znajdziecie w ebooku na stronie alaska.
Rozmowy PL. Jeśli pojawią się u was jakieś
pytania lub komentarze, wyślijcie je do mnie lub
zachowajcie na sesję pytań i odpowiedzi, które.
Ja po opublikowaniu całej książki chętnie odpowiem na
każde pytanie, możecie pisać na social mediach lub mailowo pod
adresem ultra małpa Black hat ultra PLA.
(02:16):
Teraz zapraszam na trzecią częśćksiążki alaska, rozmowy ze sobą
posłuchajcie. Alaska, rozmowy ze sobą.
Czyli o tym, jak uciekłem z pętli codzienności, by ją
docenić, o odkładaniu marzeń w nieskończoność oraz o tym, jak
wszystko jest ze sobą połączone.Część trzecia dowiedziałem się,
(02:44):
że tego dnia wbrew myszyn odbywasię pingo ekipa organizująca tę
grę przyjeżdża do brevik 3 razy w tygodniu i wiele osób traktuje
ją bardzo poważnie jako źródło utrzymania.
Najwyższa Nagroda za jedną grę to nawet 1000 $, więc jest o co
walczyć, dlatego nie wszyscy byli zachwyceni, że idę grać.
Niektórzy postrzegali mnie jako intruza, który chce wygrać ich
(03:05):
pieniądze. To nie jest gra dla ciebie
usłyszałem od jednego z pracowników teodora.
Poszedłem, bo jak zwykle Jestem głodny.
Tych doświadczeń, ale nie planowałem na razie grać, tylko
uczyłem się. Chciałem zobaczyć na czym polega
ta gra, jaki panuje klimat i planowałem zrobić kilka zdjęć.
O osiemnastej. Wszedłem do budynku, gdzie
odbywa się bingo. Zaczepiła mnie pewna pani o
(03:26):
imieniu Amber, nonszalancko paląc papierosa.
Powiedziała, że szuka sponsora na rozgrywkę.
Nie byłem skory do sponsorowaniazawodniczki, której nie znam,
ale usiadłem z nią, by zobaczyć,jak jej idzie.
Gra jest dosyć prosta, a cały rytuał dobrze zorganizowany.
Nie rozumiałem jedynie, co oznaczają nazwy poszczególnych
gier i co właściwie mam robić? Amber tłumaczyła mi przed grą,
(03:48):
jaki jest cel i co powinna zaznaczać na poszczególnych
karteczkach. A tych gier było około 30.
W pewnym momencie, kiedy gra szła o wyższą stawkę,
postanowiłem wspomóc Amber banknotem dwudziestodolarowym i
zobaczyć, co się wydarzy. Była weteranka tej gry, ale
ponieważ gra jest w większości losowa, ciężko powiedzieć, czy
ktoś gra w nią dobrze, czy źle. Szukała ofiary i ją znalazła, a
(04:11):
ja po prostu cieszyłem się, że ktoś otwarcie ze mną rozmawia,
nie patrzy na mnie jak na dzikusa i się nie boi.
To też wprowadziło mnie w pewnymsensie do tej gry i oswoiło w
grupie. W pewnym momencie wstałem i
zapytałem głośno, czy mają coś przeciwko, że będę robił im
zdjęcia wzruszyli tylko ramionami w stylu rób co chcesz.
Przyjąłbym więc funkcję fotografa i pracowałem również
przy ekspresie do kawy. Moja koleżanka Amber przegrała
(04:34):
wszystko, co miała swoje i moje pieniądze.
Wróciłem do multi. I padłem.
Dzień szósty, 4 lipca to dzień niepodległości Stanów
Zjednoczonych ze względu na pogodę parada i zawody zostały
przesunięte na 7 lipca. Żałowałem, bo organizują tutaj
(04:54):
zawody biegowe, a ja oczywiście chciałem im pokazać, jak to się
robi. Według mojego pierwotnego planu
4 lipca miałem być w noum i nawet zapisałem się tam na bieg
mają wymagającą czternastokilometrową pętlę z
przewyższeniami. No ale Jestem wbrewik i obchody
są przesunięte. Cały dzień odpoczynku,
sprawdzania pogody, składania raportów w social mediach i
(05:15):
jedzenia na zapas przygotowałem sobie wegańską potrawkę z fasoli
i ryżu. Nie było na nią chętnych, więc
cała była dla mnie. Zastanawiałem się, co dalej
robić. Analizowałem to, czego się
nauczyłem do tej pory i zadawałem sobie pytania, czy
kontynuowanie zaplanowanej trasyma sens, czy nie jest to zbyt
niebezpieczne? Nie ukrywam, że reakcje ludzi,
(05:35):
których spotykałem, obniżały moją pewność siebie.
Każdy patrzył na mnie jak na wariata, który idzie się zabić.
z Polski też dochodziły do mnie głosy o tym, jak się martwią i
żebym sobie krzywdy nie zrobił. Czy ja sprawiam wrażenie gościa,
który by sobie nie poradził? Myślałem.
Słyszałem historię, że kilka lattemu ktoś dotarł do Wells na
piechotę, a miejscowi jeżdżą tamukładami.
Podobno zajmuje im to 6 godzin, ale znają drogę i zawsze mają
(05:58):
przy sobie broń. Pytałem ich o przejście przez
góry, ale nikt na mapie nie potrafił mi tego przejścia
pokazać. Oni po prostu wiedzą, gdzie
skręcić, jak już są na miejscu. Uważaj, bo niedźwiedzie lubią
kąpać się w jeziorku, koło którego będziesz przechodził.
Uważaj, bo jesteś sam. My zawsze poruszamy się w
grupach, uważaj, bo te niedźwiedzie są wszędzie, jak
będziesz na plaży, to przygotuj sobie wielki drąg do walki z
(06:20):
niedźwiedziem i opal jego końcówkę tak, żeby była ostra, a
gdy ich pytałem, jak często spotykacie, niedźwiedzie,
zapadała Cisza. Prawdopodobnie sami tego nie
wiedzieli, ale ich układy tak hałasują, że niedźwiedzie już
dawno są pochowane, gdy oni docierają na miejsce.
Być może mówiąc o niedźwiedziachmieli na myśli ślady, których
rzeczywiście było sporo, a może te niedźwiedzie to jednak to w
(06:41):
większości legendy. Zaczęły się też oczywiście uwagi
natury ekonomicznej. A ile ten twój rower kosztował?
A może zawiozę cię łódką do waliz i stamtąd wrócisz tanio za
1000 $? Lepiej żebyś kupił sobie
wodoodporne rękawiczki ze skóry foki, bo inaczej nie dasz rady.
Tanio ci sprzedam za 300 $, dobra cena i tak w kółko sn
(07:02):
musiałem się wyciszyć i wrócić do swojego planu do rozpoznania
terenu i tego, czego już doświadczyłem.
Eskimos eskimosem, ale oni też są ludźmi, a ludzie po prostu
się boją i chcą, żebyś ty też się bał, a tu.
Życzę taki białas kosmita i mówi, że da radę zrobić rzeczy,
których oni unikają jak ognia i w dodatku się nie boi ciężko
wyczuć co myśleli, ale myślę, żebyła to mieszanka zazdrości i
(07:24):
uznawania mnie za totalnego ignoranta nie doceniali jednak
tego, jak współczesne technologie, elektronika i
materiały, z których miałem uszyte ciuchy pozwalają się
przygotować do takiej wyprawy i przetrwać w trudnych warunkach.
Jeszcze raz spojrzałem na warianty tras przez góry jork,
który zaplanowałem, bo czułem, że przewyższenia będą moim
największym problemem i znalazłem je.
(07:45):
Jedną, przez którą mógłbym przejść w razie problemów
najłagodniejszą najniższą trasa przez tą przełęcz powodowała
jednak, że nie przejdę przez główne pasmo gór, tylko je
trochę ominę. Nie uśmiechało mi się to do
końca, bo chciałem po prostu zobaczyć te góry i spędzić w
nich trochę czasu. Nigdzie mi się nie spieszyło,
ale przygotowałem trasę przez tęprzełęcz na czarną godzinę, na
szybko, licząc na to, że nie będę z niej musiał korzystać.
(08:07):
Jak się okazało, to nie był głupi ruch.
Dzień siódmy to był najbardziej leniwy dzień ze wszystkich
ugotowałem makaron w sosie pomidorowym, dodałem fasolę, nie
miałem zbyt wielu przypraw, więcdowaliłem chili.
Mieszkańcy break mission już takgremialnie mnie nie odwiedzali
już nasycili swoją ciekawość i pewnie nie mogli się doczekać,
(08:29):
kiedy wyjadę, aby ich życie wróciło do normy.
Teodor miał dzisiaj wyjechać, bokończyła mu się dwumiesięczna
zmiana. Cieszył się na powrót do rodziny
w Sound Michael po drugiej stronie norton Sound.
Niestety prognozy nie sprzyjały i była duża szansa, że samolot
dzisiaj nie przyleci. Ich rozmowach z mieszkańcami
miałem uczucie, że mój projekt jest przez nich postrzegany jako
coś pozbawionego sensu. Dla mnie ten projekt był po
(08:50):
prostu piękny, a to, że miał sens tylko dla mnie, tylko to
piękno podkreślał. Zazwyczaj podróżnicy wymyślają
projekty, które są w jakimś stopniu epickie, zdobędą wysoki
szczyt, przejdą jakąś bardzo długą trasę, przejdą kraj,
kontynent, a najlepiej coś w arktyce nie ma nic dziwnego, to
jest jednak ich zawód, jakby robili tylko projekty
(09:10):
widzimisię, których nie da się szybko streścić, by przyciągnąć
uwagę. Śniadaniowej byłby to Stracony
czas nie znajdą sponsorów, nikt nie kupi książki, kolosy nawet
nie spojrzą po cholerę robić cośtakiego.
No właśnie ja nie musiałem o tymwszystkim myśleć.
Nie Jestem podróżnikiem, nie interesuje mnie zdobywanie
niczego spektakularnego, Jestem na ciężko zapracowanych
(09:31):
wakacjach i widzę ogromny sens wrobieniu projektów społecznie
uznawanych za bezsensowne, trochę szalone i po prostu
dziwne. Często trudno mi wyjaśnić innym,
dlaczego zdecydowałem się na tę wyprawę, kiedy widzę brak
zrozumienia na twarzy rozmówcy. Strony mnie to bawi, a z drugiej
strony wiem, że nie Jestem w stanie przekazać mu swoich
motywacji. W takich momentach dostrzegam,
jak bardzo ktoś jest przywiązanydo swojej własnej wizji podróży,
(09:54):
próbując mnie wcisnąć w jej ramy, zamiast po prostu
zaakceptować, że myślę inaczej. Życie nauczyło mnie, że podróże
w komforcie mogą być dobre do spędzania czasu z rodziną i do
dokumentowania, ale aby odkryć wpodróży coś dla siebie ważnego,
trzeba tego doświadczyć jednocześnie fizycznie i
mentalnie. Poza komfortem trzeba podjąć
ryzyko i stanąć na granicy własnych możliwości.
(10:17):
Przygotowując się do tej wyprawy, dzieliłem się progresem
w internecie. To, co pokazywałem, było
nietypowe, zadłużamy w bagnach, rower na absurdalnie grubych
oponach. Przecierałem się z nim przez
krzaki, wpychałem go pod górę. W górach sowich.
Wrzucałem na pacrap i pływałem po Bałtyku, ponieważ media to
szum. Informacja typowe zapychadło
dnia codziennego, ale niewiedza niewielu interesowało się tym,
(10:40):
po co to robię. Widzieli wideo z gościem, który
robi dziwne rzeczy i wtedy komentowali.
Część osób życzyła powodzenia. Część wrzucała żartobliwe
komentarze. Większość nie wiedziała, jak się
odnieść i milczała, jak wiele powierzchownych ocen była to
tylko projekcja własnych strachów.
Ta społeczna ocena czy coś ma sens, czy nie.
Mam wrażenie, że jest podyktowana tym, że dążenie do
(11:02):
sensu i celu jest tak głęboko zakorzenione w naszym życiu, że
czasem zapominamy, jak tu jest się po prostu bawić dla mnie
prawdziwa zabawa i odpoczynek tozaglądanie w ciemne miejsca i
dłubanie tam patykiem. Może Jestem trochę masochistą,
ale po prostu wiem, co mi daje spełnienie.
Parafrazując josepha conrada życie to nie szukanie.
(11:22):
Tylko tworzenie siebie jak nie wsadzisz w siebie pracy to nic
nie dostaniesz w zamian, a brak progresu jest regresem od lat.
Świadomie pracuję nad przesuwaniem granic mojego
bezpieczeństwa z natury. Jestem osobą, która stara się
nie poddawać łatwo strachowi, copomaga mi wrzucaniu się na
głęboką wodę. Wiem jednak często, że to strach
powstrzymuje nas przed próbowaniem nowych rzeczy.
(11:44):
Z kolei inne obszary życia dla wielu banalne są dla mnie
wyzwaniem. Wszyscy się uzupełniamy, tworząc
jeden spójny byt. Moje doświadczenia nauczyły
mnie, że nie ma sytuacji, z której nie ma wyjścia.
Nie musimy się bać zmiany pracy,problemów w związku wyrażania
opinii, podążania za intuicją czy stawiania sobie ambitnych
lub szalonych celów. Świat dostosowuje się do nas,
(12:04):
ponieważ świat to inni ludzie, którzy wyczuwają naszą energię,
dzieją się wtedy ciekawe rzeczy.Czasem ludzie usuwają się na
bok, by nas przepuścić. Czasem podłączają się, by nas
wspierać lub iść z nami. Bywa, że ktoś obserwuje i
wspiera nas z oddali, czerpiąc inspiracje z dalszych działań,
nigdy się nie ujawniając. Niestety zdarza się, że ktoś
próbuje ssać z nas energię i ciągnąć w dół takich osób trzeba
(12:27):
unikać. Czasami, gdy mocno czegoś chcemy
i mamy cierpliwość, rozwiązania pojawiają się naturalnie, jakby
puzzle układały się same. Zazwyczaj jednak trzeba włożyć
sporo pracy albo osiągnąć cel, nawet, gdy droga do niego może
być otwarta, jasna i klarowna. Wygrana pod koniec trzeciego
(12:49):
dnia czułem się tak zaadaptowanydo życia wbrew wik, że sam
nieproszony poszedłem na bingo. Dzisiaj postanowiłem grać.
Kupiłem wejściówkę za 30 $. W tłumie złapałem znaną mi z
multi dziewczynę o imieniu dellai spytałem, czy mogę z nią
usiąść, bo co prawda umiałem stawiać kropy daberem, czyli
dużym bingo flamastrem, ale ciągle miałem kłopot z tym, co
(13:10):
kryje się za tajemniczymi nazwami gier Little crazy.
Diamond and free corners oraz crazy l zacząłem grać.
Nie spodziewałem się jednak tego, co miało za chwilę
nastąpić. Wygrałem pierwszą grę i się
przeraziłem. To nie może tak wyglądać, bo
mnie tu zjedzą. W dodatku kilka siedzących obok
mnie osób zaczęło wymachiwać rękoma.
(13:32):
Nie wiedziałem o co chodzi i dopiero della mi wytłumaczyła,
że co prawda w tej rozgrywce zgarniam nagrodę, ale kasa
należy się również 2 wskazanym przeze mnie.
Osobom pierwszą była della, drugą była starsza pani, która
machała najmocniej Amber, którą znałem z poprzedniej rozgrywki
też była na sali i niezadowolona, że jej nie
wybrałem, bo jej po prostu nie zauważyłem ofuczyła się.
(13:53):
Potoczyła się dalej, za każdym razem pytałem delle to, co mam
robić, o co chodzi w tej grze, aona mi tłumaczyła.
W pewnym momencie do stolika podszedł gość z napojem w ręku i
podał delli wbijał we mnie wzrok, rzuciłem mu przyjacielski
pół uśmiech, ale wiedziałem, że muszę być ostrożny i nie mogę
się uśmiechać do delli. To był jej mąż, potem gra się
(14:14):
rozkręciła. Oczywiście skończyło się na
dokupywaniu kolejnych kart, żebyzwiększyć szanse na wygraną
weszły nawet baby, takie malutkie karty za 50 cenów na
szczęście. Nie wygrałem już żadnej gry,
wróciłem do multi, sprawdziłem pogodę i podjąłem decyzję, że
rano ruszam. Pogoda nie miała być idealna,
ale szło ku lepszemu i nie widaćbyło w prognozie takiego
(14:35):
załamania pogody, które przeżyłem wcześniej.
Miałem wszystko suche i spakowane.
Powiedziałem teodorowi, że rano ruszam i przekazałem
podziękowania dla wszystkich. Teodor poszedł spać, a ja
jeszcze krzątałem się w kuchni iprzy ekwipunku nastawiłem budzik
i poszedłem spać. Dzień ósmy wstałem o szóstej 40,
(14:56):
bo budzik mnie nie obudził. Przygotowałem sobie herbatkę,
zjadłem coś i opuściłem multi, myśląc o nim bardzo ciepło,
wszyscy jeszcze spali ulice, Brexit, mission były puste.
To było miłe uczucie znów być w drodze było zimno, a widoczność
była kiepska, ale nie padało. Tym razem dokładnie wiedziałem,
co mnie czeka. Bardzo sprawnie dojechałem do
miejsca, gdzie może beringa wpada do laguny brevik 2 szybkie
(15:18):
transformacje, rower pacraft, pacraft rower i znów byłem na
plaży. Jadąc znaną drogą w stronę.
Miałem te same porzucone zabudowania, martwe foki,
stelaże do suszenia ryb i zardzewiałe machiny.
Spokojnie, ale stabilnie poruszałem się do przodu 8 km/h.
Czułem, jak bardzo zarówno fizycznie, jak i mentalnie.
(15:39):
Nabrałem sił przez te dni wbrew fizycznie, bo podjadłem
mentalnie, bo miałem pierwsze trudne przejścia za mną.
Wiedziałem, że reaguje dobrze i że jeszcze dużo mogę znieść.
Dostałem również przez internet wsparcie od bliskich osób i to
było bardzo, bardzo ważne. Nie wiem ile czasu zabrało mi
dotarcie do lost River, ale poszło sprawnie, dojeżdżając
zacząłem zauważać jakieś zabudowania, wielkie cysterny na
(16:01):
ropę, materiały budowlane i koparki.
Zauważyłem też równoustawione domki robotników.
Wiedziałem, że jeśli w górach coś pójdzie nie tak, będę tutaj
mógł szukać pomocy. Rzeka była niestety bardzo
wzburzona, postanowiłem przeprawić się na raty.
Najpierw wziąłem plecak i zdjąłem 2 sakwy i przeszedłem.
Potem wróciłem po rower, nurt był mocny, szukałem jak naj,
(16:22):
płytszego przejścia, ale i. Woda doszła powyżej kolan,
musiałem mocno się zapierać, żeby prąd mnie nie przewrócił,
zwłaszcza kiedy szedłem zrowerem, a nie miałem
zalecanych przy przekraczaniu rzek. 3 punktów podparcia.
Na tym etapie byłem już trochę oswojony z otoczeniem i takie
sytuacje nie stresowały mnie od strony doliny wzdłuż rzeki wiał
mocny wiatr. Schowałem się za kamieniem i
(16:44):
zjadłem lunch od lost River w głąb doliny, aż do kopalni była
normalna, ubita droga o długościokoło 14 km.
Skorzystałem jedynie z 2 km tej drogi, bo potem odbijałem w
centrum gór jork minąłem jeszczetylko mikroskopijny pas startowy
dla wionetek, gdzie prawdopodobnie kwatermistrz
odbierał zaopatrzenie. Gdy dotarłem do rapid River i
(17:04):
przeprawiłem się przez nią, zauważyłem, że z naprzeciwka
jedzie w moją stronę. Wielka ciężarówka wysiadło z
niej 2 kolesi podobnych do tych,których spotkałem w teler na
cyplu na oko 25 30 lat przy pakowani w roboczych ciuchach
bardzo mili. Zaczęli mnie wypytywać, co tu
robię, gdzie idei. Dlaczego?
Na ich twarzach malowała się lekka Zazdrość, ale również
(17:25):
szacunek kozak mówili, wymieniliśmy się zdjęciami
instagramem, bardzo miłe spotkania.
W pewnym sensie żałowałem, że nie odwiedzę tej kopalni, gdzie
wydobywali rudę cyny, ale naprawdę nie było mi po drodze.
Pogadaliśmy o burzy, która przeszła kilka dni temu.
Dobrze, że cię tu wtedy nie byłomówili.
Ta niewinna rzeka miała ze 100 mszerokości i pędziła na złamanie
(17:47):
karku. Co by było, gdybym tu był w
trakcie tej ulewy? Po raz kolejny poczułem, że
powrót do brevik był dobrym pomysłem.
I intuicja mnie nie zawiodła. Rozstaliśmy się w dobrych
nastrojach i pojechałem w górę rzeki.
Pierwszy raz miałem sprawdzić, jak fat bike poradzi sobie na
kamieniach w dzikim terenie. Poza plażą radził sobie
wyśmienicie. Tundra była sucha kamienie, w
(18:07):
większości płaskie. Były też fragmenty z okrągłymi
większymi kamieniami i tutaj teżfat bike radził sobie nieźle,
trochę wolniej, ale dzielnie sięprzedzierał.
W pewnym momencie dojechałem do Wielkiej polany, która mnie
urzekła swoją urodą. Spojrzałem na zegarek 42 km, 700
m. O kurczę, kiedy to zleciało,
pomyślałem i postanowiłem zostaćna tej polanie otoczonej górami
(18:29):
i z szumiący pośrodku strumykiemsłońce już wyszło zza chmury i
było po prostu bajkowo. Wiedziałem, że nikt tutaj do
mnie nie przyjdzie. Mogły to zrobić jedynie
zwierzęta, które zapewne baczniemnie obserwowały na swoje
sposoby, aby być widocznym dla niedźwiedzi.
Chciałem rozbić namiot na terenie umieszczonym jak
najwyżej, gdy wbijałem szpilki od namiotu znalazłem coś, czego
(18:50):
się nie spodziewałem. Okazało się, że przez całą
długość doliny jest przeciągnięty zardzewiały drut,
który prawdopodobnie w czasach gorączki złota był używany do
komunikacji telegrafem pamiątek z tamtych czasów miało być tutaj
w górach jeszcze sporo. Widziałem je również w górach.
Sam juan, gdy odwiedzałem kiedyśsilverton w colorado i trasę
biegu hard lok manhand. Czasami te pozostałości
(19:10):
wyglądają romantycznie, zwłaszcza gdy Jestem na
wyjeździe turystycznym. Wtedy działa to jak eksponat w
muzeum. Jednak kiedy liczę na
doświadczenie nieskażonej przyrody, zaczyna mi to
przeszkadzać i działa raczej jakniechciany śmietnik fill.
Kwestia perspektywy. To był kolejny wspaniały, długi,
arktyczny letni wieczór słońce zachodziło za górami, bardzo
(19:32):
długo jadłem, powoli piłem kawusie i zagryzałem batonem od
czasu do czasu podśpiewałem mojąniedźwiedziową piosenkę, bo
kilka metrów za mną był wąwóz między górami, który idealnie
nadawał się na gawrę nudząc pod nosem zasnąłem.
(19:55):
Cześć, słuchajcie. Jest niedziela, 7 lipca 07 34.
Wstałem w tej pięknej dolinie, wktórej się wczoraj położyłem.
Było bardzo zimno w nocy. Bardzo było zimno, ale
słuchajcie, nie ma ani jednej chmurki i zerow wiatru jest
(20:17):
zimno. Ale pięknie wszystkie góry
słuchajcie odsłonięte. Wstałem, gdy namiot był jeszcze
w cieniu Wielkiej góry, było na tyle zimno, że aby się ogrzać,
musiałem zejść nad rzekę, gdzie już widziałem plamy słońca
zapowiadał się piękny słoneczny dzień.
Nigdzie mi się nie spieszyło, a linia słońca docierała swoim
(20:38):
tempem. Do namiotu zjadłem powoli
śniadanie i spakowałem rower. Ciągle się zastanawiam jak się
ubrać na dzisiejsze od razu się pakować w kombinezon suchy, na
który nie mam ochoty szczerze mówiąc.
No znowu w tej gunnie siedzieć, no ale skora zimna, a mnie po
prostu na bank czeka zaraz przekraczanie rzek, więc po
(20:59):
prostu pierwsza rzeka będę miał skostniała kompletnie stopy,
więc. Nie wiem co tu zrobić, może po
prostu dojdę do pierwszej rzeki w normalnych ciuchach i potem
się przebralę. To był ważny dzień.
Miałem dziś przekroczyć góry jork.
Najtrudniejszy technicznie fragment mojej trasy.
Od początku właściwie nie miałemopcji na jazdę narowerze w
(21:20):
górach, gdy opuściłem moją piękną polanę, zacząłem
podchodzić wąskim strumieniem pod przełęcz, która znajdowała
się 5 km. Dalej zbocza gór ostro schodziły
do tego strumienia i było na nich sporo dużych kamieni.
Wyglądało to na miejsce, gdzie potencjalnie niedźwiedzie
mogłyby odpoczywać. Darłem się więc moją
niedźwiedziową piosenką, a głos rozchodził się echem między
(21:41):
skałami. Doszedłem do przełęczy na piątym
kilometrze, a tu mały klops. Śnieg przełęcz miała łagodne
wejście i zejście, więc sunąłem się kilkanaście metrów zrowerem
po śniegu, a gdy zaczęły się kamienie, zszedłem do doliny,
którą płynęła rzeka o nazwie king River.
Mogłem tu jechać, a rzeczka byłana tyle skromna, że
przekraczałem jej zakręty bez schodzenia z roweru.
(22:02):
Zobaczyłem kolejną piękną polanę, podobną do tej, w której
dzisiaj spałem te doliny tak naprawdę nie były zielone, po
prostu spomiędzy szarości górskiego kamienia wyrastały
niskie roślinki i ten kontrast powodował, że robiło się
zielono. Tundra była tutaj chyba w
najprzyjemniejszym swoim wydaniusucha i twarda zdala zauważyłem
na wypuszczeniu jakieś kształty przez dłuższą chwilę
(22:23):
obserwowałem, czy te kształty się poruszają, czy nie, im
bliżej byłem, tym bardziej stawało się oczywiste, że to
kamienie o dosyć dziwnych formacjach nie były klasycznie
zaokrąglone, ale przechylone jakby zastygły w ruchu podobnymi
kamieniami obsypane były całe góry, gdy stawałem pod
odpowiednim kątem. Często widziałem w nich kształty
przypominające żywe stworzenia. Gdy zbliżyłem się do.
(22:46):
Okazała się być podwyższonym sporym płaskim terenem, po
którym świetnie się jechało. Niestety po chwili okazało się,
że przechodzą przez niego małe strumienie, w związku z czym nie
było zupełnie płasko i od czasu do czasu musiałem zejść do
strumienia, przekroczyć go i znowu wejść na polanę.
Nie zmienia to faktu, że jechałosię po tym terenie rewelacyjnie.
W pewnym momencie zauważyłem ujście kingriver do morza
(23:07):
beringa. To jedno z ważnych miejsc, bo
tutaj mogłem zwodować pacraft, gdybym uznał, że jest taka
konieczność, na razie podjąłem decyzję przemierzania gór lądem.
Poszedłem z polany, aby przekroczyć rzekę.
Napotkałem spore łachy śniegu, na których leżały odchody i
Futro niedźwiedzia. No cóż, wiedziałem, że one
gdzieś tutaj są. Na szczęście były dobrze
poinformowane o moim przybyciu, więc nie wychodziły na
(23:28):
spotkanie. Niedźwiedzie lubią spokój.
Kolejne podejście strumieniem, tym razem na północ, po kilkuset
metrach postanowiłem przystanąć,coś zjeść.
Sn było około czternastej, więc idealna pora na lunch, zjadłem
solidną porcję, masz and teas dodatkowo wzbogaconą suszonymi
ziemniakami puree kupionymi w brewek mys.
Ciężko pisać jak się czułem w tych górach na końcu świata to
(23:50):
nie był relaks w stylu czytania książki w odosobnionej chacie
cały czas byłem skoncentrowany, pilnowałem, żeby nie popełnić
błędu, nie szarpać się zrowerem,nie przeciążać się nieustannie
wypatrywałem niedźwiedzi i byłemczujny wobec zmieniającej się
pogody. Tak to nie był relaks.
To było wyzwanie. Zadanie, które wymagało stałej
gotowości. Mimo to potrafiłem na chwilę
(24:11):
zatrzymać, zastanowić się, gdzieJestem i co robię.
Zachwycić się nie mogłem uwierzyć, że to wszystko
wymyśliłem, wyznaczyłem. Trasa, a teraz naprawdę tu
Jestem czy odpoczywałem? Oczywiście udało mi się odciąć
od wszystkiego co zostawiłem w kraju.
To był głęboki odpoczynek. Jednocześnie ważna lekcja, gdy
ruszyłem, zauważyłem w oddali kolorowy kształt.
(24:32):
Na pewno nie był to zwierz, ale co w takim razie, gdy się
zbliżyłem? Okazało się, że był to
porzucony. Kład nie wyglądał na ostatnio
używany, ale kto wie? Sprzęty myśliwych często są w
opłakanym stanie. Miałem tylko nadzieję, że ten
myśliwy rzeczywiście gdzieś tu jest, a nie, że ktoś porzucił
zepsuty kład. Szanse na to, że wróci po niego
i go zabierze, są bliskie zeru. Ten kład tak nie rozproszył, że
(24:53):
przez 400 m wszedłem w złym kierunku.
Byłem trochę zły, bo każdy 100 mw tym terenie to nie lada
wysiłek. Cóż, mogłem zrobić, wróciłem
dokłada i skręciłem na północ, tam, gdzie powinienem iść.
Od samego początku pozostał mi kilometr i 100 m przewyższenia
do najwyższej przełęczy, którą miałem dzisiaj pokonać.
Pod stopami były coraz większe kamienie i zapadające się pod
moim ciężarem łachy śniegu. W sumie nie wiedziałem czy ten
(25:16):
wyraźnie roztapiający się śnieg załamie się pode mną czy nie
starałem się trzymać blisko kamieni, w razie czego lot nie
byłby długi. Najgorsze byłoby przygniecenie i
utknięcie. Starałem się wybierać mądrze
drogę iść lekko i sprawnie im wyżej tym kamieniem były większe
i coraz więcej praw przez śnieg,ale pogoda była świetna, góry
otwierały się wokół i otaczały mnie do wlokłem się do
(25:39):
przełęczy. I stanąłem na niej, ale to co
zobaczyłem, dało mi do myślenia.Cześć, słuchajcie, no niestety
smutna sprawa. Doszedłem do takiej najwyższej
przełęczy, tutaj w górach i okazało się, że jest totalnie
zaśnieżona i o ile mogę wejść z mojej strony na nią bez
(26:03):
problemu, to zejście jest już problematyczne.
Jest duża łachacha śniegu i bardzo stroma.
W żadnym miejscu nie było kamieni z tego zejścia.
Kamienie przed i kamienie za łachą były całkiem spore i
ułożone luźno, co mogło potencjalnie spowodować ich
osunięcie. Mógłbym rozważyć znoszenie
ciężaru etapami, ale bez czekana, przy tym nachyleniu.
(26:26):
Nie czułem się, że jest to bezpieczne.
No cóż, nie zakładałem na tej wysokości dużych ilości śniegu,
ale się przeliczyłem. Musiałem podjąć decyzję, czy
ryzykuję i schodzę w dół, czy szukam innego rozwiązania.
Jak już pisałem wcześniej, jeszcze wbrew ekmyrzyn wykonałem
szkic przejścia najłatwiejszą w tych górach.
Przełęczą, ale aby do niej dotrzeć, właściwie musiałem
wrócić do miejsca startu z dzisiejszego poranka, bo to
(26:48):
właśnie z tamtej doliny odchodziła najłagodniejsza trasa
utrzymywała się wspaniała pogoda.
Jeszcze raz spojrzałem na mapy, oceniając moją pozycję i
zastanawiając się, czy na pewno nie ma innej drogi.
Jednak będąc w tych górach już pół dnia byłem w stanie ocenić,
jakie zbocza nadają się do przejścia, a jakie nie.
Jeszcze na etapie planowania myślałem, że uda mi się poruszać
graniami, ale widziałem tam teraz duże, luźne kamienie i
(27:10):
skały wdrapanie się tam było nielada wysiłkiem.
A docelowa podróż po grani żmudna, powolna pochłaniająca
zbyt dużo energii i miejscami w ogóle niemożliwa.
Nie było wyjścia. Musiałem wrócić.
Mimo wszystko. Cieszyłem się, że ten dzień
spędzam w górach. Dokładnie tego chciałem
napotykać trudności i radzić sobie z nimi.
Gdyby wszystko szło gładko, nie miałbym tej satysfakcji, a
(27:31):
zebrane doświadczenie byłoby mniej znaczące.
Największą niespodzianką drogi powrotnej była pierwsza tego
dnia mała przełęcz, leżąca 5 km od miejsca porannego startu.
Gdy ją przekraczałem rano wystarczyło się jedynie zsunąć
po śniegu. Teraz wejście po śniegu nie
wchodziło w grę. Na szczęście znalazłem z boku.
Wejście po kamieniach było jednak strome, a duże kamienie
(27:53):
ruszały się pod moim naciskiem zdemontowałem sakwy zapakowałem
do plecaka zostawiłem rower i zacząłem się wspinać.
Chwilę mi to zajęło, ale stanąłem na przełęcze i
zostawiłem rzeczy. Zacząłem schodzić po rower.
Drugie wejście było znacznie trudniejsze.
Rower musiałem zarzucić sobie naramię, a siodełko bardzo wbijało
mi się w bark, jakoś musiałem towytrzymać.
(28:13):
W końcu wdrapałem się na górę chwilę odsapnąłem spakowałem.
Ruszyłem w dół z tej perspektywygóry wyglądały inaczej.
Musiałem więc sprawdzić kilka razy drogę, żeby zejść dobrym
strumieniem, gdy w końcu dotarłem do mojej polany,
wdrapałem się na najwyższy punktwidokowy, oddalony nieco od
miejsca, z którego ruszyłem ranoi rozbiłem namiot.
Widziałem stąd całą dolinę otaczającą jej góry, kwiaty,
(28:36):
strumienie, tundra i miejsce wczorajszego biwaku.
Jeden z mieszkańców. Brexit zazdrościł mi, że idę w
góry, bo uważał, że na pewno znajdę tam ptasie jaja, które są
pyszne podczas polowań miejscowispożywają.
Przygotowana lub z patelni są też tacy, którzy piją je na
surowo. Znajdą się i smakosze nie do
rozwiniętych jeszcze piskląt. Ciekawe, że ich ulubione jajka
(28:58):
to jaja łabędzie ze względu na ich wielkość, twarz mojego
rozmówcy pojaśniała, gdy o tym mówił wspominał również, że jako
dzieci często chodzili na plażę z malutkimi pistolecikami na
małe ptaszki, zabijali je i jedli upieczone na ognisku.
Ja natomiast tradycyjnie 200 m od namiotu z wiatrem zjadłem mój
pyszny liofilizat o wspaniałym nieznanym jak dotąd smaku.
(29:20):
Przed snem sprawdziłem Jeszcze raz trasę przejścia przez nową
przełęcz. Droga wydawała się prosta,
jednak wiadomo, że mapa nie pokaże mi wszystkiego, a
trudności piętrzą się w drodze itrzeba sobie z nimi radzić,
podejmować decyzje i czasem zmieniać plany.
Przebyłem tego dnia 20 km po górach dzień był piękny i mimo
ogromnego wysiłku odczuwałem niesamowitą satysfakcję, która
jednak była zmieszana z niepewnością, co dalej.
(29:43):
Czy starać się przejść przez te góry Jeszcze raz, czy wrócić do
lost River i podążać w kierunku kopalni, a potem obejść góry
dolinami, co było dro? Możliwą, ale znacznie dłuższą, a
może wracać do brewiki w ogóle dać sobie spokój, gdy zasypiałem
w głowie miałem słowa tobiasza, którego znacie setnego odcinka
Black hat ultra, który na moje wątpliwości czy kontynuować
(30:04):
napisał mi, co ty tam jesteś i musisz zdecydować, ale ja w
ciebie wierzę. Serio, wiem, że dasz radę,
wizualizowałem sobie tobiasza i jego pewny ton głosu i
dziękowałem za jego wsparcie. Ostateczną decyzję zostawiłem
sobie na poranek. Założyłem opaskę na oczy i
zasnąłem. Czyli słuchajcie koło dziesiątej
(30:28):
rano nie wiem dokładnie, który to jest dzień po tym sobie
policzę. Wyruszam tutaj z mojej pięknej
dolinki pozycja numer 2, ruszam wariantem flat york, spróbuję
się przedostać przez te góry najniższą przemęczoną, jaką jest
od całą noc pada deszcz i jutro też ma padać.
Na szczęście nie ma dużego wiatru, boję się tylko po
(30:51):
prostu, że rzeki będą teraz wezbrane i że będzie mi ciężko,
więc. Ale podejmę tę próbę
przedostania się, jak się nie uda.
To wracam do lost River. Szczała.
Rano wysłałem justynie satelitą moją pozycję.
Sprytna dziewczyna porównała moją pozycję dzisiejszą z
(31:13):
wczorajszą i napisała do mnie, dlaczego jesteś w tym samym
miejscu wszystko o k. Nade mną była gęsta warstwa
niskich chmur, było mroczno i wilgotno, ogólnie paskudnie, ale
nie mogłem o tym myśleć. Musiałem skupić się na
codziennych czynnościach, spakować obóz i ruszać w drogę.
Do przełęczy miałem 4 km i 120 mprzewyższenia, więc długie
(31:34):
spokojne podejście. Wąski strumień, którym
podchodziłem, zaskoczył mnie licznymi łachami śnieżnymi.
Droga na przełęcz nie stanowiła większych problemów, nawet
końcówka, która z oddali wyglądała na trudną technicznie,
okazała się wręcz banalna. Na ostatnich metrach, gdy już
miałem stanąć na przełęczy, moimoczom ukazały się wielkie rogi.
Karibu zdziwione zwierzę podniosło głowę, a zanim
(31:56):
pojawiła się druga para rogów, wielkie poroże wpisywało się
idealnie. W górskie granie byłem około 100
m od tych zwierząt, które w pewnym momencie wstały i zaczęły
biec w stronę jednego ze zbocza.Gdy odbiegały, zaśpiewałem im
moją niedźwiedziową piosenkę, a wtedy stanęły jak wryte i
spojrzały. Na mnie brakowało mi, że
spotykam tak mało zwierząt, słyszałem trochę ptaków, ale
(32:18):
właściwie nic poza tym nawet sławnych Wołów piżmowych nie
było, więc caribo naprawdę dały mi dużo radości.
Gdy wszedłem na przełęcz, wiedziałem, że pójście tą drogą
było dobrą decyzją. Patrzyłem na dużo łagodniejsze
niż wczoraj. Zejście mniej śniegu, mniejsze
kamienie nie podobało mi się tylko to, że strumień, którym
miałem iść w dolinie cały był pokryty śniegiem.
(32:40):
Zacząłem schodzić, trawersując po kamieniach.
Końcówka nawet zjechałem na rowerze, dojechałem do łachy
śniegu w dolinie. Sprawdziłem twardość podłoża i
ruszyłem powolny i żmudny. Był to spacer najpierw przez
śnieg, potem przez wodę i kamienie, i znów przez śnieg.
W końcu dotarłem do miejsca, które dało mi do myślenia.
Bo nie wiedziałem, jak pokonać tę przeszkodę.
Był nią most lodowy, rozciągnięty nad rzeką.
(33:02):
Na swojej drodze widziałem wieletego typu naturalnych
konstrukcji, przełamanych w połowie i leżących w rzece.
Gdybym zdecydował się przejść pod mostem, groziło mi
przewalenie. Z kolei zbocza schodziły do
rzeki dosyć ostro kamienie, po których musiałbym się wdrapać na
zbocze, aby obejść most bokiem były duże.
Wymagałoby to spalenia dużej ilości kalorii i przenoszenia
(33:23):
rzeczy w częściach. To zabrałoby mi sporo czasu,
przeanalizowałem ciężar, jaki mam i siły.
Których bym złożył na przeprawę bokiem i pomyślałem, skoro ten
most tak sobie stoi, to może postoi jeszcze 30 sekund, gdy
będę pod nim przechodził. Gdy podszedłem do mostu, okazało
się, że jest niższy niż podejrzewałem.
Na początku musiałem się mocno pochylić, ale zauważyłem w
(33:44):
sklepieniu wyraźny, głęboki ubytek lodu.
Mój plecak wpasowywał się tam idealnie, ale wiedziałem, że to
może być również miejsce potencjalnego pęknięcia.
Postanowiłem przejść szybko i zdecydowanie.
Niestety most cały czas się obniżał.
Pod koniec już prawie klęczałem w rzece, a rower leżał na jednym
boku. Grube opony wypełnione
powietrzem pomagały mi w prowadzeniu roweru, bo sporo
(34:06):
ciężaru udźwignęła wyporność kół.
Musiałem tylko trzymać. Już mocno kierownicę abyroweru
nie porwał strumień zawodowym mostem.
Widok otwierał się na koryto rzeki kanału, która płynęła w
kierunku morza i była moim drogowskazem na kolejne kilka
godzin. Poczucie niepewności, które
miałem w górach york zaczęło mnie opuszczać.
To, że mi się udało przejść przez te góry york, to jest coś
(34:28):
niesamowitego, bo wątpiłem w to wczoraj wczoraj w to już
zwątpiłem. I oczywiście z perspektywy czasu
wydaje się, że od razu trzeba było iść tą najłatwiejszą drogą.
Ale z perspektywy czasu wszystkowydaje się łatwe i oczywiste.
W nagrodę za przejście gór york na małej kamienistej łasze
pośrodku rzeki zjadłem duży lunch, wypiłem kawę z batonem na
(34:51):
deser i dopiero wtedy ruszyłem tak jak się spodziewałem.
Koryto rzeki było przejezdne, ale rzeka meandrowała, a ja
razem z nią spowodowało to, że musiałem ją przekraczać
dziesiątki razy, aby utrzymać się na przejezdnych kamieniach.
Przede mną była kolejna trudnośćdo pokonania.
Nie mogłem po prostu zjechać rzeką do morza, wskoczyć na
plażę i jechać dalej. Bo tam nie było plaży.
(35:12):
Brzeg jest bardzo wysoki i skałyschodzą bezpośrednio do morza.
Musiałem przejść te wzniesienia lądem.
Tu miałem dylemat. Przygotowałem sobie wcześniej
drogę po maksymalnie suchym, alestromym terenie, omijając bagna
i tundrę. Widziałem te wzgórza teraz w
odległości kilku kilometrów i wydawały mi się jednak zbyt
strony. Z kolei potem te wzgórza
łagodniały, ale pokryte były tundrą tundra okazała się być
(35:36):
lekko podmokła, ale na tyle twarda, że mogłem po niej iść
czasem jechać po 2 kilometrach. Stwierdziłem, że podłoże jest w
porządku i zdecydowałem się przejść przez te wzgórza w
najniższym miejscu, więc. Kontynuowałem drogę na północny
zachód do łagodnej przemęczy. Na horyzoncie był jednym punkt,
na który się kierowałem, ale cały czas sprawdzałem na
garminie, czy idę w dobrym kierunku?
(35:57):
Niestety, w momencie, gdy zaczynało być dobrze, wszedłem w
znienawidzony tasoksy, pomyślałem, że wytrzymam.
Muszę wytrzymać. Plusem było to, że w tym miejscu
tasaksy były dobrze widoczne od reszty tundry.
Odznaczały się rudawym kolorem ina szczęście nie występowały na
całej szerokości tundry, tylko czasami.
Takimi rudawymi obszarami z lepszym lub gorszym skutkiem
(36:18):
udawało mi się omijanie tych miejsc.
Natomiast czasem wpadałem w teren bardzo podmokły.
Miałem przed sobą do przełęczy około 2 km, gdy zobaczyłem 3
karibu, jednak to nie miał być koniec atrakcji na dzień
dzisiejszy. Niezły numer przedzierając się
przez to sok, psy przez tundra zgubiłem garmina wypadku mi z
(36:38):
mocowaniaroweru zazwyczaj rezydował w małej sakwie na
ramie, ale ten odcinek przez ta sok psy nawigować sprawdzając
pozycję co jakiś czas na ekraniew związku z tym przymocowałem
garmina do dedykowanego mocowania na kierownicy roweru.
Niestety z jakichś względów to mocowanie nie dało rady.
Brak garmina spowodował, że oblałem się zimnym potem nie
(36:58):
dlatego, że straciłem urządzenienawigacyjne, bo miałem jeszcze
telefon, ale dlatego, że. Moja żona oszaleje jak nie
dostanie ode mnie śladu życia. Kolejnego ranka musiałem znaleźć
ten cholerny sprzęt wśród podmokłych traw, a nie szedłem
wcześniej po linii prostej. Możemy tylko o tym, żeby leżał
jakoś bokiem, bo wtedy dzięki pomarańczowemu kolorowi obudowy
byłoby mi łatwiej go znaleźć. Skorzystałem z funkcji powrotu
(37:20):
po własnych śladach zegarku sunto, ale ponieważ zapisywałem
mój ślad w trybie ultra, który rejestruje pozycję tylko raz na
minutę, mój Truck nie był zbyt dokładny, w końcu porzuciłem
elektronikę i zacząłem intensywnie wpatrywać się w
tundrę. Próbując odczytać, którą drogą
szedłem, ale ponieważ krążyłem wężykiem, omijając ta sok sy,
było to dosyć skomplikowane. Powiem wam, że do dziś nie wiem
(37:42):
jak, ale w końcu znalazłem tego garmina nie leżał bokiem jak
miałem nadzieję, lecz najgorzej jak mógł czarną, szybką do góry
odbijając trawy do połowy zanurzony w wodzie, wyglądał jak
tafla wielu otaczających go kałuży.
Odetchnąłem z ulgą i wrzuciłem go do sakwy.
Postanowiłem, że więcej nie będęnawigować, korzystając z
mocowania na rowerze. Byłem wykończony, już chciałem.
(38:05):
Tam gdzie stałem, rozbić namiot i zakończyć ten dzień, ale nie
chciałem zaczynać jutrzejszego dnia od podejścia.
W dodatku nie było za bardzo gdzie rozbić tego namiotu w
wodzie. Widziałem, że do przełęczy było
niedaleko. Liczyłem na to, że będzie sucha
i twarda. Ostatnie 200 m pokonałem na
raty, czyli porzuciłem rower, wziąłem sakwy i plecak i
poszedłem na górę szukać miejscazawsze, gdy to robiłem,
(38:27):
fascynowało mnie, jak lekko się idzie bez roweru.
Pomyślałem, że może następny trip zrobię na lekko, żywiąc się
rybami z rzeki podjadając ptasiejaja.
Może zostanę traperem myśliwym zbieraczem to by było coś z
łukiem przez tundrę ten dzień zakończył się niespodziewanym
prezentem w tundrze znalazłem poroże młodego karibu kilka
(38:48):
minut później cieszyłem się z tego poroże jak dziecko, bo
okazało się, że znalazłem grunt na tyle twardy, że szpilki do
namiotu nie chciały się wbić, a wokół nie było żadnego kamienia,
którym mógłbym sobie pomóc. Poroże poszło w ruch.
Brak sprzętu powoduje, że szukasz innych sposobów na
rozwiązywanie problemów, dlategosą tacy, którzy na podobne
wyprawy zabierają tylko niezbędne minimum ekwipunku.
(39:09):
A resztę ogarniają tym co znajdą, zbudują albo w
niekonwencjonalny sposób wykorzystają sprzęt, który mają
z ulgą. Zakończyłem ten dzień, zjadłem i
wsunąłem się do śpiwora, zasypiałem satysfakcjonującą
myślą, że przeszedłem przez te cholerne góry.
Dzień jedenasty policjant i niedźwiedzie.
(39:33):
Poranek zaczął się klasycznie odwysyłania czekinów i sprawdzania
pogody. Zimno, 4 ° odczuwalna Zero
dzisiaj 30% deszczu. Jutro 60.
Miałem ze sobą zapasów jeszcze na 2 dni, a jakbym zmniejszył
porcję to nawet na 3 4 zastanawiałem się, dlaczego tak
dużo mi zostało znoom wziąłem jedzenie tylko na 7 dni, a
zaczynałem jedenasty. Jeden dzień puściłem 3 byłem w
(39:55):
brevik, więc jedzenie powinno misię kończyć, może jednak z
brevig zabrałem więcej zapasów niż mi się wydawało, bo na pewno
nie jadłem mniej moje życie. Tutaj sprowadzało się do
podstawowych czynności. Przemieszczanie się pożywienie,
sen. Musiałam też dbać o siebie na
każdym kroku, żeby nie generowaćniepotrzebnych problemów do
rozwiązania, nie spalić za dużo kalorii, po prostu przetrwać.
(40:17):
Żałowałem tylko, że nie miałem zbyt wiele przestrzeni na radość
z tego, co robię i gdzie Jestem.Czułem się jak na lekcji
przetrwania. To cena, którą płaciłem za
wystawienie się na taką próbę. A może jest tak zawsze, jak
robisz coś trudnego w niepewnychwarunkach?
Może ta radość przychodzi później, a może ja po prostu nie
umiem cieszyć się tym, co jest tylko za.
Bardzo skupiam się na tym, co będzie.
(40:37):
Nowości weils, która leży na najdalej wysuniętym punkcie
półwyspu Stewart, czyli do celu mojej wycieczki, zostało 38 km.
Teren, który sobie wyznaczyłem do przymierzenia, był w zasadzie
płaski, a od teen city miałem szutrową drogę, więc była duża
szansa, że dotrę do Wells. Dzisiaj sn, jedyna zagwozdka to
ten biały kolor przy brzegu, który widziałem na zdjęciach
(40:58):
satelitarnych jakieś 15 km ode mnie.
Liczyłem się z tym, że ten fragment będę musiał pokonać
tundrą, a nie plażą. Zjadłem, spakowałem się i
zacząłem schodzić w stronę rzeki.
Która miała mnie znów doprowadzić nad morze, ponieważ
było lekko z górki, nie było ta sok psów udawało mi się nawet
jechać po tundrze narowerze. Każda nawet nierówna i wolna
(41:18):
jazda była lepsza niż pchanieroweru po tym terenie
brzegi rzeki anikowi były inne niż wcześniejszych rzek.
Widziałem czarną linię brzegu, tak jakby rzeka tundrę i nie
było kamieni rzeczywiście w wielu miejscach tak właśnie
było. Martwiłem się, że zastanę tam
jakieś błoto, przez które nie będę mógł przejść.
Nie było jednak tak źle. Co prawda rzeka mocno
meandrowała i była zaskakująca rwąca, ale właściwie aż do
(41:41):
samego końca udawało mi się jechać na rowerze po kamieniach,
oczywiście przekraczając wodę. Wiele razy końcówka była
interesująca, bo zanim anikowik wpadła do morza, zrobiłam mocny
zakręt i dość równolegle płynęłado plaży, co spowodowało.
Tworzenie tam wyższego niż zazwyczaj brzegu, na tym brzegu
właśnie wyrzucane przez falę drzewa, tworzyły niezwykle
(42:01):
dramatyczny postrzępiony krajobraz.
Dojechałem, doszedłem do wlokłemsię znowu nad morze beringa.
Byłem bardzo zadowolony, że dotarłem, aż tutaj czułem, że
już nic mnie nie zatrzyma, aby dotrzeć do celu wycieczki.
Klimat był tutaj ostrzejszy, wiatr mocniejszy zimniejszy, a
temperatura odczuwalna niższa. Nic dziwnego im bardziej
poruszałem się na zachód wzdłuż półwysp.
(42:23):
Tym bardziej byłem wystawiony nadziałanie wiatrów, jak to na
cyplach się zdarza, a od strony Arktyki te wiatry były dużo
zimniejsze. Brevik mission było otoczone
przez zatokę port clarens, ale tutaj gdzie stałem, patrzyłem na
otwarte zimne morze beringa. Wiedziałem, że im bliżej ways w
tym pogoda może się pogarszać. Miejsce, w którym anikowi wpada
do morza. Na mapie nosi nazwę york city.
(42:46):
Być może coś tam kiedyś było, ale teraz nie spotkałem żadnych
śladów zabudowań. Oprócz porozrzucanego wszędzie
drewna znalazłem wielką czaszkę wieloryba przypominał mi jeden z
kawałków drewna leżących na plaży.
Jednak jak na roślinę był zbyt symetryczny.
Spojrzałem wtedy za siebie. Wzdłuż Wybrzeża rozciągała się
plaża wzgórza, które dzisiaj minąłem góry jork.
(43:09):
Podziękowałem sobie za ten upór i nieustępliwość.
Pomyślałem o moim pierwotnym planie, który zakładał
wyruszenie, potem z weils na wschód i pokonanie jeszcze trasy
o długości 160 km przez góry i tundrę.
Wiedziałem, że tego już się nie podejmę.
Być może miałoby to sens bez roweru i pacraftu, być może
innym razem? Ponadto, jak sobie pomyślałem,
(43:30):
co przeżywałem tutaj na tych małych fragmentach tundry i
miałbym to powtórzyć tam, gdzie miałem dziesiątki kilometrów
zielonego, to wszystko we mnie krzyczało.
Nie rób tego z rowerem. Czy bez byłaby to po prostu
udręka? Chciałem już tylko wrócić do
Wells i zakończyć tą trasę. Przejechałem po plaży 2 km,
przekraczając jeszcze 2 rzeki całkiem żwawo wpadające do morza
(43:52):
i zauważyłem na plaży pewien kształt, którego kolor przykuł
moją uwagę. To była cytryna, cytryna na
alasce. Czytając niedawno ostatnią
minutę Tomasza ulanowskiego odświeżyłem sobie historię
kontenera, który spadł ze statkupodczas sztormu na Pacyfiku,
czyli całkiem niedaleko miejsca,w którym byłem w kontenerze
(44:14):
znajdowało się około 28000 plastikowych zabawek
kąpielowych, w tym żółte kaczuszki, niebieskie, żółwie,
czerwone bobry i zielone żaby, kaczuszki oraz inne zabawki
zaczęły dryfować po otwartym oceanie, unosząc się na
powierzchni wody. Podobno pierwsze z nich
znaleziono 10 miesięcy później na wybrzeżu alaski, niedaleko
miejscowości. Sitka.
Ostatecznie niektóre z nich po przebyciu 1000 km dotarły do
(44:37):
wybrzeży Ameryki Południowej, oceanii i Australii.
Te małe plastikowe zwierzaczki pokonały też cieśninę beringa i
podążały dalej na północ, przebyły przejście północno
zachodnie i znaleziono je na plażach w Europie u wybrzeży
Wielkiej Brytanii oraz na wschodnim wybrzeżu Stanów
Zjednoczonych. Sn.
To wydarzenie stało się bardzo interesujące dla oceanografów i
(44:58):
badaczy, ponieważ kaczuszki dostarczyły cennych danych na
temat prądów oceanicznych. Śledzenie, gdzie i kiedy
kaczuszki? Zostały wyrzucone na brzeg,
pomogło naukowcom lepiej zrozumieć, jak przemieszczają
się masy wodne w oceanach. Ta historia stała się znana na
całym świecie i została opisana w książkach, artykułach i
programach dokumentalnych. Żółte kaczuszki wygrały z innymi
zabawkami, bo są żółte i słodkie.
(45:20):
Wiadomo stały się symbolem globalnych ruchów oceanicznych i
przypomnieniem o wpływie człowieka na środowisko,
zwłaszcza w kontekście zanieczyszczenia plastikiem.
Patrząc teraz na tę cytrynę, uświadomiłem sobie, że to piękna
metafora. Tego jak ja patrzę na świat na
co dzień jesteśmy przyzwyczajenido koncepcji miast, państw,
granic, posiadania rzeczy hierarchii.
(45:40):
Potrzebujemy tych pojęć, bo dająnam poczucie bezpieczeństwa,
ładu i przynależności. Możemy się z czymś
zidentyfikować i odwołać do wspólnej historii czy wartości.
Nieważne, czy jest to miejsce pochodzenia.
Ulubiona drużyna piłkarska czy sposób, w jaki doprawiamy
jajecznicę. Ostatnio do głosu bardzo mocno
dochodzą też mniejszości religijne, seksualne etniczne.
Każdy chce być uznany, mieć głosi walczyć o swoje prawa, a
(46:04):
radykalne ruchy polityczne dochodzą do głosów w wielu
miejscach na świecie, podkreślając wyjątkowość swojego
narodu czy ideologii. Coraz bardziej chcemy się
dzielić, szukamy tożsamości. Bo czujemy się zagubieni w
świecie, który podlega kulturowej homogenizacji i
wpływowi technologii. Tracimy naszą tożsamość, do
której źródeł byliśmy przez całepokolenia przyzwyczajeni, czasem
(46:24):
obrona miejsca wartości kultury,z której pochodzimy, jest
niezwykle ważna, ponieważ te drobne, a zarazem cenne przejawy
społeczne i działalności, zanikają kulturowa różnorodność.
Rzeczywiście bywa piękna, jednaknadmierne podziały potrafią
odebrać nam szersze spojrzenie na nasze istnienie.
No już i tak zatłoczonej planecie.
Oczywiście perspektywa lokalna iglobalna mogą.
(46:45):
Istnieć, ale zachowanie równowagi między nimi jest
trudne. Podobnie ma się sprawa z
demokracją. Bywa ona wymagająca i
skomplikowana, podczas gdy w rządach autorytarnych wystarczy
zamknąć się na innych i działać pod dyktando silnej.
Jednostki tymczasem na brzegu morza ląduje cytryna i mówi do
ciebie, że tak naprawdę wszystkojest połączone.
Nikt nie żyje w oderwaniu od całości.
(47:06):
Jesteśmy tu razem dla siebie i przez siebie, w przyrodzie nic
nie istnieje. W izolacji nasze działania
wpływają na innych, a działania innych wpływają na nas.
Spójnym ekosystemie każdy organizm odgrywa swoją rolę, a
nawet najmniejsze zmiany mogą nieść daleko idące skutki.
Temat połączenia i współzależności wszystkich
rzeczy jest obecny w myślach wielu tradycji filozoficznych w
(47:28):
świecie zachodnim. Doceniamy indywidualizm,
materializm, konsumpcjonizm. Żyjemy szybko rozproszeni
mediami, bronimy własnych interesów i przez to nie mamy
czasu ani chęci na głębszą refleksję nad tym, co tak
naprawdę robimy i po co szukającpotwierdzenia naszej wartości na
zewnątrz. Starając się utrzymać pozycję i
status, wymyślamy sobie kolejne wspaniałe rzeczy do osiągnięcia.
(47:51):
I napinając mięśnie odbijamy sięjak kula we flip erze broniąca
małej bramki, żeby przypadkiem nie wypaść z gry.
Dla mnie jednym z kluczowych wyzwań współczesnego świata jest
znalezienie równowagi między uznaniem dla różnorodności a
potrzebą budowania wspólnoty ponad podziałami w obliczu
globalnych problemów, takich jakkonflikty zbrojne, nierówności
społeczne, ruchy antydemokratyczne czy zmiany
(48:12):
klimatyczne. Umiejętność współpracy mimo
różnic staje się niezbędna. Przypomniała mi się pandemia,
kiedy to zostaliśmy ostrzeżeni, że system w.
Żyjemy na ziemi, nie jest zrównoważony i nie funkcjonuje
dobrze. Jesteśmy niewolnikami łańcucha
dostaw, który gwarantuje nasz poziom życia i komfort, którego
za nic nie chcemy oddać. Niestety pandemia szybko nas
znudziła i większość ludzi źle ją wspomina.
(48:35):
Niektórzy w ogóle ją wypierają inazywają spiskiem.
Wszystko wróciło do tak zwanej normy i mam wrażenie, że niczego
się nie nauczyliśmy. To była szansa, której nie
wykorzystaliśmy. Możliwości człowieka są
niebywałe piękno, które wytwarzamy swoim działaniem,
jest obezwładniające, ale fakt, że nasze działania nie są
zrównoważone dla naszego środowiska, łamie moje serce.
(48:57):
Zdecydowanie potrzebujemy kolejnego kroku nowego rozdania,
które wyniesie nas ponad schematyczne myślenie, tylko o
własnym interesie. Być może pomoże nam w tym
sztuczna inteligencja, która bezzbędnych emocji i zaszłości
pomoże nam spojrzeć na świeżo nato, jak zorganizować życie
człowieka na ziemi. Niestety w obliczu wojen,
ludobójstwa i odradzającego się totalitaryzmu trudno myśleć o
(49:18):
środowisku. To Luksus, na jaki nas obecnie
nie stać, a sama sztuczna inteligencja jak każdy wspaniały
wynalazek ma w sobie zarówno potencjał geniuszu, jak i
upadku. Ruszyłem dalej, dotarłem do
miejsca, gdzie na mapie satelitarnej było sporo jasnych
punktów. Okazało się, że to nie były
(49:38):
fale, tylko białe skały. Jakiś czas szedłem po nich, ale
zbyt duża ilość wyrzuconego drewna blokowała mi przejście.
Postanowiłem wejść na tundrę i zobaczyć, czy da się po niej
przejść. Tundra była 2 razy wyżej.
Niełatwo było tam się dostać, bopodejście było strome i
błotniste. Gdy stanąłem na zielonym,
okazało się, że mogłem jechać narowerze.
(49:59):
Po chwili teren podnosił się, tworząc małą zatoczkę, w której
zbierały. Kormorany, piękny widok, który
mnie uspokoił, słońce malowniczoprzedzierał się przez chmury i
zaczynałem widzieć już zarys wzgórz wpadających do cieśniny
berlinga. To jednak nie był koniec
przygód. W pewnym momencie znalazłem
ślady kłada o dziwo były suche, więc wykorzystałem je i
zjechałem kilkadziesiąt metrów wdół.
(50:20):
Po chwili zauważyłem jednak, że droga omija skałę, a ja nie
widzę, co jest za zakrętem. Skały na tundrze kojarzyły mi
się jednoznacznie z niedźwiedziami zsiadłem z roweru
i zacząłem powoli iść, patrząc, co wyłania się zza zakrętu.
Było nikogo ani niczego, ale do moich nozdrzy doszedł
nieprzyjemny zapach. Ciężko mi było określić, co to
jest lekkoduszący piżmowy takiego zapachu nie czułem nigdy
(50:44):
wcześniej tutaj zaczynałem więc obchodzić skały jeszcze większym
ługiem. W końcu zobaczyłem pod skałą
coś, co wyglądało jak duży brązowy kamień.
Miałem jednak swoje podejrzenia,wyjąłem aparat i zrobiłem
zdjęcie, jednak bez okularów na małym ekranie nie byłem w stanie
dostrzec żadnego istotnego detalu.
Na mokrej tundrze zauważyłem ślady kłada, które wskazywały na
to, że. W kółko ciekawe co to mogło
(51:06):
oznaczać? Byłem w połowie tej skały nadal
znacznie od niej odsunięty i wtedy zobaczyłem w niej małe
wejście do jaskini. Wychowywałem się na warszawskiej
Pradze, gdzie blisko zoo przy trasie wz były miśki, czyli
miejsce, w którym tuż przy ulicyżyły niedźwiedzie.
Była to żywa reklama zoo od wielu lat zlikwidowana, bo nagle
(51:26):
odkryto, że to jednak znęcanie się nad zwierzętami.
To wejście do jaskini i cała ta skała przypomniała mi właśnie
miśki. Czułem, że Jestem u nich w domu.
Trzymając rękę na gazie pieprzowym, zacząłem iść w
stronę plaży i wtedy w oddali zobaczyłem niedźwiedzia, który
stał na polanie i jadł jagody. Był daleko około 500 m ode mnie.
(51:49):
Spojrzał na mnie i spokojnie kontynuował posiłek.
Oddalałem się bardzo powoli, ciągle sprawdzając, co robi
niedźwiedź. Gdy zszedłem na plażę, minąłem
tabliczkę z napisem uwaga. Brak przejścia, uznałem, że to
niezły dowcip, bo widać wyraźnie, że często jeżdżą tutaj
wkładami na polowania, powoli się wycofując i kontrolując.
Działania niedźwiedzia doszedłemdo plaży, gdy zszedłem na tyle
(52:10):
nisko, aby stracić go z pola widzenia.
Wsiadłem na rower i odjechałem. Potem jeszcze kilka razy
odwracałem się, żeby sprawdzić, czy niedźwiedź za mną nie idzie.
Jednak okazało się, że niedźwiedzie to nie zombi.
Lubią przede wszystkim spokój. Sprawdziłem później, co
zarejestrował aparat, pomocnym zbliżeniu zdjęcia.
Okazało się to, czego obawiałem się najbardziej brązowym
(52:31):
kamieniem był martwy. Niedźwiedź.
Wyraźnie widać na nim łapę i zęby już trochę czasu leżał, bo
ciało było zapadnięte i lekko podgniłe był to bardzo smutny
widok. Co było powodem jego śmierci?
Mogę się tylko domyślać, że po prostu żyją za blisko drogi,
którą poruszają się myśliwi. Ci, gdy go zobaczyli, zaczęli
(52:51):
krążyć wokół po tundrze, robiąc ślady, które zauważyłem
wcześniej i po prostu niedźwiedzia zastrzelili.
Aż dziw, że ten drugi niedźwiedźjeszcze żyje.
Teen city. Widoczność tego dnia była
całkiem niezła plamy światła pięknie padały na przylądek
księcia Walii. To właśnie tutaj kończy się
(53:13):
podział wód kontynentalnych. Continental divide to linia
geograficzna na kontynencie, która rozdziela systemy wodne
spływające do różnych oceanów. Woda na zachód od Continental
divide w Ameryce Północnej spływa do oceanu spokojnego, a
na wschód do oceanu atlantyckiego, morza
karaibskiego lub zatoki meksykańskiej.
(53:34):
Na alasce nie wiedzie tędy żadenszlak długodystansowy.
To tylko linia na mapie na marginesie.
Przejście po tej linii to mogły być ciekawy projekt do
zrobienia. Jedyny problem, że tutaj na
alasce ta linia wiedzie przez bagna i góry przy bardzo
nieprzyjaznej pogodzie i przy właściwie zerowej cywilizacji.
To nie byłoby przyjemne i wymagałoby sporego samozaparcia.
(53:56):
Widziałem jakiś niewielki statek, który był zacumowany w
mini porcie w team city. Wszędzie leżały jakieś
zardzewiałe pozostałości maszyn i porozwalane budynki.
Kiedyś odkryto w okolicy cyna i na początku dwudziestego wieku
był tu spory ruch i nadzieję. Jednak szybko okazało się, że
cyny nie ma tak dużo, a koszty wydobycia są spore, więc projekt
zarzucono ciężko wyczuć, co tutaj dzieje się teraz, ale są
(54:19):
prowadzone jakieś prace przemysłowe.
Widziałem podobny zestaw jak w lost rever, czyli namioty dla
robotników, koparki. Jakiś ślad nowej infrastruktury,
jak się potem okazało, nawet samolot ma tu między lądowanie i
dowozi pocztę. Ktoś więc musi tu mieszkać na
stałe i wydobywać coś, co potem jest ładowane na statek i
wywożone. Zauważyłem, że w miejscu gdzie
było coś, co nazwałem obozem dlarobotników, ktoś wsiadł nakład i
(54:43):
zaczął jechać. Miałem przeczucie, że jedzie do
mnie. Nie.
Myliłem się, skład skręcił kilkarazy, żeby objechać nierówności
terenu i teraz był na prostej drodze w moją stronę.
Kierowcom kłada było około 60 letni mężczyzna, nazwijmy go
policjantem, zaczął zadawać pytania, które znałem bardzo
dobrze. Skąd Jestem, dokąd idę i po co
(55:03):
to robię? Zadałem mu pytanie o to coś
brązowego, co widziałem pod skałami kilka kilometrów.
Wcześniej, ale nic mi nie odpowiedział.
Spytał tylko, czy mam pistolet? Odparłem, że nie wyjął wtedy zza
pazuchy swój sprzęt i powiedział, to jest specjalny
pistolet na niedźwiedzie. I pomachał nim tak, że przez
moment lufa była skierowana w moją stronę.
Nie było to miłe, ale chyba nie miał złych zamiarów.
(55:25):
Natomiast zrobił mi zdjęcie, ja jemu też.
Okazało się, że mieszka w łez. Na końcu języka.
Miałem pytanie, czy nie zna miejsca, w którym mógłbym się
zatrzymać, ale nie zadałem go, odjechałem, a ja zacząłem żmudne
podejście po ubitej żwirowej drodze.
Teren tutaj był po prostu brzydki jak na placu budowy.
Widać, że jeżdżą tędy ciężkie samochody i że zbudowanie tej
(55:47):
drogi kosztowało mnóstwo energii.
Jakby ktoś wziął naturalny tereni wywrócił go na drugą stronę,
wspinałem się coraz wyżej. Było naprawdę stroma, jak dla
mnie. W końcu zobaczyłem konstrukcję
radarów White Alice, którą. Poznałem ze zdjęć i bardzo
chciałem ją zobaczyć. White Alice to sieć
komunikacyjna z czasów zimnej wojny, którą ustanowiły siły
powietrzne Stanów Zjednoczonych na alasce.
(56:09):
System ten został opracowany w latach pięćdziesiątych i
sześćdziesiątych dwudziestego wieku, aby zapewnić niezawodną
komunikację dalekiego zasięgu przez odległy i trudny teren
alaski, co było kluczowe dla operacji wojskowych.
W tym czasie. Teraz to już tylko rozpadające
się 2 charakterystyczne anteny. Kilkupiętrowe konstrukcje
stalowe, lekko wklęsłe, z jednejstrony obłożone aluminiowymi
(56:30):
płytami. Podobna konstrukcja stoi
nieopodal mną i w innych miejscach na alasce.
Kolejne świadectwo historii tychziem, kolejne pozostawione
rdzewiające graty od White Alice, zjechałem na dziko i
dojechałem do drogi do waliz. Po drodze spotkałem jeszcze
młodzieńca, który z dwórką szedłdo team city.
Powiedział, że tam właśnie mieszka, ale gdzie w tych
(56:51):
barakach? Zadałem sobie w myślach pytanie
na rozlewiskach. Widziałem również trochę
pozostawionego złomu i rozwalonych chad the wales
dotarłem późno, bo po dwudziestej pierwszej i.
Skierowałem się do tutejszego multi, które namierzyłem na
Google maps. Pomyślałem, że to, co udało się
wbrew ich, być może uda się tutaj na drzwiach.
Jednak wisiała kłódka. Zapytałem więc dzieciaki na
(57:13):
drodze, gdzie mogę zdobyć kluczewskazały mi jeden z domów i
poszedłem tam, a wiecie, kto otworzył mi drzwi?
Policjant nie był zbyt gościnny i na wstępie powiedział, że jest
już późno, jest zmęczony i kładzie się spać.
Zapytałem, czy nie zna miejsca, w którym mógłbym się zatrzymać.
Powiedział, że musi zadzwonić, wyjął telefon i w trybie głośnym
mówiącym roz. To z jakąś dziewczyną jak mi
(57:34):
powiedział później była to burmistrz jak wyczułem z ich
relacji, jego córka powiedział, że za chwilę tu przyjedzie i ze
mną porozmawia, zamknął drzwi, aja czekałem przed domem.
Po kilku minutach podjechała kładem młoda dziewczyna i
zaczęliśmy rozmawiać o tym, że szukam miejsca na nocleg.
Zapytałem, czy mogę się zatrzymać w multi.
To będzie trudne odparła. Ludzie z zewnątrz zazwyczaj
(57:55):
zapychają nam kanalizację i mamywtedy kłopot.
Ciężko było z tym dyskutować. Powiedziałem na razie, że
rozbije namiot pod multiin zgodziła się i dodała, że jak
coś wymyśli, to przyjdzie do mnie.
Czułem jednak, że nic się nie wydarzy.
Poszukałem miejsca najbardziej odsłoniętego od wiatru.
Rozbiłem namiot, zjadłem i padłem, śmierdziało tu
człowiekiem, a kłady jeździły minad głową do późna.
(58:16):
To był długi dwunastogodzinny dzień z wieloma zwrotami akcji.
Pokonałem tego dnia 38 km i to była dobra robota.
No i leżę w ciepłych ciuszkach, próbuje rozgrzać.
Strasznie zimne palce u stóp. I idę spać.
(58:43):
Muszę wstać łapać samolot. Buziaki.
No właśnie było tam trochę zimno.
Zastanawiacie się, co się wydarzy dalej, w czy znajdę
jakiś miejsce do spania, czy będę tak koczował czekając na
samolot? Czy uda mi się odebrać z poczty
wysłane wcześniej jedzenie w czwartej części usłyszycie o
(59:05):
czasie spędzonym w Wells, o tym jak dotarłem do none i co tam
robiłem, opowiem wam również o tym, jak było mi mało i ruszyłem
na jeszcze jedną przygodę i o odwiedzinach gorących źródeł
pielgrzymów. Na zakończenie bardzo dziękuję
firmie bikers. Lub za wsparcie produkcji oraz
wszystkim patronom podcastu Black hat ultra.
Jeśli chcecie dołączyć do grona osób wspierających moją
(59:27):
działalność i słuchać wszystkichmoich produkcji, wcześniej
zapraszam na patronite pl ukośnik Black hat ultra.
Natomiast książka, którą czytam możecie kupić na stronie alaska.
Rozmowy PL. Dziękuję również wszystkim
firmom, które pomogły mi zorganizować samą wyprawę JMP
bikers Kraków, ale i pallada ubezpieczenia.
(59:48):
Oraz miesięcznikowi dzikie życiepodcastowi rowerowemu.
Magazynowi ultra i podcast owi race space za pomoc w promocji
mojej książki, jeśli pojawią sięu was jakieś pytania lub
komentarze, wyślijcie je do mnielub zachowajcie na sesję pytań i
odpowiedzi, którą zorganizuję poopublikowaniu całej książki.
Chętnie odpowiem na każde pytanie.
Możecie pisać na social mediach lub mailowo pod adresem ultra
(01:00:11):
małpa Black hat ultra PL. Na dziś to wszystko i nie
zapomnijcie podzielić się tym audiobookiem ze znajomymi.
Buźka.